Urodziłem się na wsi. Zwierzęta gospodarskie były dla mnie sprawą naturalną. Doiłem krowy, karmiłem króliki w klatkach. Uciekałem przed agresywnymi gęsiami czy jeździłem konno. Pamiętam doskonale smak świeżego mleka, pierwszych truskawek, jabłek czy wiśni. Robiliśmy przetwory z owoców: pyszne soki, dżemy, kompoty. Mieliśmy duże pole, gdzie dziadek nauczył mnie odróżniać owies od pszenicy. Bywało, że całą rodziną chodziło się zbierać ziemniaki, bo jeszcze wtedy nie były w powszechnym użyciu kombajny. Organizowaliśmy wtedy zawody kto więcej zbierze. Zbierałem siano dla królików, pasałem owce. Babcia pokazała mi jak zrobić domowej roboty masło. Takie wyroby smakują całkiem inaczej niż ze sklepu. Najlepsza zabawa jednak była w chowanego u sąsiada w starej stodole z drewna. Często się tam bawiliśmy. Nazywaliśmy to miejsce naszą bazą. Było tam niebezpiecznie i właściciel ciągle nas przeganiał. My oczywiście po paru minutach znowu wracaliśmy. Dla nas był to raj. Ciekawy sprzęt rolniczy, który fascynował. Zboże i słoma w którym można było się zakopać i schować dawały nam ogromną frajdę. W starym drewnie zalęgło się jakieś robactwo i było go pełno. Z czasem deski zaczęły się rozpadać i cała stodoła uległa zniszczeniu. Dla nas dzieciaków to było straszne przeżycie, bo miejsce naszych najlepszych spotkań i zabaw przestało istnieć. Dlatego myślę, że zwalczanie owadów w drewnie jest ważne. Gdyby gospodarz się tym zainteresował, miejsce było by dalej używane. Niestety musieliśmy przenieść nasze centrum rozrywki w inne miejsce.
Zobacz także: Fumigacja Warszawa